Weekend w Busan (부산)
48h+ w 'koreańskim San Francisco'.
Busan (부산), drugie co do wielkości miasto Korei Południowej znajduje się na południu półwyspu, a przydomek umieszczony w podtytule postu nadany został miastu z racji znajdującego się tu portu - największego w kraju. Jak nietrudno się domyślić w mieście roi się od targów rybnych, mostów, znajduje się tu także najbardziej znana koreańska plaża - Heundae Beach (해운대). Sekret jej popularności pozostaje jednak dla mnie nieznany. Ale po kolei.
Busan odwiedziłam po raz drugi - po raz pierwszy do miasta udało mi się zjechać po ślubie Moniki kiedy to razem z familią na szybko objechaliśmy Gyeongju i Busan (pisałyśmy o tym TU). Na dokładniejsze zwiedzanie nie było jednak czasu. W tym roku razem z koleżankami umówiłyśmy się na zjechanie na południe półwyspu w ramach świętowania urodzin jednej z nich (okazało się, że zahaczyłyśmy również o moje :)).
Jako że 25.czerwca w całości oddałyśmy do dyspozycji solenizantki, ten dzień upłynął nam głównie na dojeździe i jedzeniu, zahaczyłyśmy o plażę Haeundae (해운대해수욕장), zwiedzając okolicę, ale ostatecznie lądując na plaży Gwangalli (광안리해수욕장).
Nie lubię posługiwać się stereotypami, ale...dając wolną rękę Latynosce na wybranie miejsca na spędzenie wieczoru od początku wiadomo było, że skończymy na potańcówce :) Dzięki Bogu miejsce położone było naprzeciwko mostu Gwangan (kor. 광안대교, po angielsku nazywanego Diamond Bridge), pięknie oświetlanego nocą. Mogłam złapać oddech.
Ach, ta jakość HD |
26.czerwca. Skończyło się, pałeczkę przewodnika-wyznaczacza tras przejmuję ja. Cud nr.1 - udaje nam się wstać do południa. Cud nr.2 - udaje mi się postawić dziewczyny na nogi i jakoś przywrócić do życia. Idziemy na metro.
Na ten weekend w Busan nie planowałam dużo - chciałam odwiedzić Haedong Yonggungsa Temple (co nie udało mi się podczas pierwszego pobytu w mieście), zjeść rybę na Jagalchi Market (największy targ rybny w kraju) oraz spróbować czegoś, co można dostać jedynie w Busan. Dzień miałyśmy skończyć na Gwangalli, podziwiając miasto i most nocą, oraz odliczając dni do północy.
Bez narzucania żadnej presji czasowej powłóczyłyśmy się po Gamcheon Culture Village (fotorelacja TU), próbując nowego jedzenia ulicznego. Na zdjęciach niżej po kolei: 물방울떡, 커피콩브레드 i 문어꼬치.
물방울떡, przekąska na bazie mąki ryżowej serwowana w postaci 'prostej' lub z owocami, z dodatkiem słodkich sosów |
'Ciastka' w kształcie ziaren kawy |
Szaszłyk z ośmiornicy i Dong Bang Szynki |
Z powodu najzwyklejszego lenistwa (trwa koreańskie lato, pamiętajmy!) wolimy pytać o drogę niż wyciągać telefon i grzebać w aplikacjach szukając tras i połączeń (strata cennej energii). Mieszkańcy Busan wydają mi się jacyś tacy... żywi, głośni. I bardziej otwarci niż Koreańczycy z Seulu, ale prawdopodobnie wrażenie to wynika z faktu, że same zaczepiamy ludzi z prośbą o pomoc. Może. A może to zasługa obłędnego dialektu prowincji Gyeongsan, dzięki któremu twarze same nam się uśmiechają niekiedy przychodzi do rozmowy z lokalami ('이리 보이소 퍼뜩!') :D
Pogaduchy z ajussim |
Już wieczorem kierujemy się w stronę marketu Jagalchi (자갈치시장) znanego jako największy targ rybny Korei Południowej. Po drodze zahaczamy o tzn. 40 schodów (40 계단 문화 관광 테마 거리), miejsce odzwierciedlające 'smutki i radości uchodźców i wysiedleńców z czasów wojny koreańskiej (1950-53)'. W obrębie kilku mniejszych uliczek umieszczono kilka rzeźb obrazujących życie Koreańczyków w latach 50. i 60.
Sam market Jagalchi dostarcza ponoć 30-50% owoców morza (żywych i suszonych) sprzedawanych w kraju. Kompleks wydaje się składać z części zamkniętej jak i otwartej, my posiłkujemy się na zewnątrz wdychając zapachy ryb i przypraw (trochę odbiera apetyt, ale co kto lubi).
Cały wieczór i poranek spędzamy na plaży Gwangalli. Śmietanką na torcie wycieczki okazuje się dla mnie niespodzianka jaką zafundowali mi najbliżsi z okazji urodzin ;) Następny dzień to znowu włóczęga, yolo i #nicniemusze. I do domu Seulu.
Szaro, bo przed deszczem (pamiętajmy, pora deszczowa w Korei!) |
Cicha mimo licznych zwiedzających świątynia Haedong (kor. 해동 용궁사) stanowi pewnego rodzaju fenomen ze względu na swoje położenie - kompleks wybudowany został tuż przy wybrzeżu. Z góry możemy zatem oglądać świątynię i cieszyć się widokiem morza. Całość prezentuje się wspaniale.
Lewandowska oczywiście zawsze tropi swój chiński znak zodiaku :D |
Dwa dni to zbyt mało żeby wyrobić sobie opinię na temat miasta, spodobał mi się jednak klimat Busan - dialekt prowincji Gyeongsang-do, piękna świątynia Haedong i chwilowe złapanie oddechu na plaży (w Korei wilgotność powietrza sięga już ponad 90%). Albo to może fakt, że mogłam spędzić weekend bez żadnych zobowiązań, pośpiechu, za to w świetnym towarzystwie? Tak czy owak mam nadzieję jeszcze kiedyś do Busan zajrzeć.
Na koniec kilka dodatkowych zdjęć z miasta. San Francisco to raczej nie jest i o jakiekolwiek porównanie ciężko, ale widoki miłe dla oka. Stay tuned everyone.
0 komentarze