Korea - co nas kręci, co nas podnieca
Czyli
o tym co nas w Korei… urzeka.
Powiedzmy
to głośno i wyraźnie – Korea, jak żaden inny kraj, to nie raj na ziemi.
Przeprowadzka za granicę chyba zawsze kończy się pewnymi wyrzeczeniami, z
którymi należy się liczyć. Nie oznacza to jednak, że w nowym miejscu nie
znajdziemy czegoś, czego z kolei będzie nam brakować gdy przyjdzie do jego
opuszczenia. To takie małe radości, które, gdy je dostrzeżemy, potrafią nadać
codzienności zupełnie innych barw. Jak więc jest to z nami i Koreą?
Nasze
historie z Koreą, choć różne w wielu aspektach, rozpoczęły się w bardzo
podobnym czasie. Ot, koleżanka Moniki ze szkolnej ławki (uściski dla Justyny!) podzieliła się swoją
pasją z M., dalej dość naturalnie przeszła ona na Paulinę. W tamtym czasie Azja
kojarzyła nam się chyba wyłącznie z Japonią – anime, sakurą i kulturą samurajów. Szybko zauważyłyśmy pomiędzy tymi krajami pewne podobieństwa, ale
też i różnice, które zdaje się uczyniły nowo poznawany kraj bliższym naszemu. I
tak to się zaczęło.
Wśród
rzeczy ciągnących nas od początku do Korei znalazło się trochę takich chwytających
za serce, kilka budzących zaciekawienie, ale też sporo bawiących do łez (z
przewagą tych z cyklu #nooneunderstands :D).
Dzisiaj będzie o tych małych rzeczach, które cenimy sobie w Korei.
1. Ćwiczące ajummy/ajussi, czyli wstydzimy się
swojej sprawności fizycznej
Starsze
osoby (dobrze po 50-tce) w profesjonalnych strojach do wspinaczek
górskich/rowerów/aerobiku/wpisz dowolną dziedzinę sportu to widok już typowy dla koreańskiego krajobrazu. Osoby starsze w Polsce kojarzą nam się zazwyczaj z ploteczkami na ławeczce pod blokiem, oglądaniem telewizji, chodzeniem do kościoła... Stąd Korea punktuje jeśli chodzi o temat dbania o zdrowie i uprawiania aktywności fizycznej w późnym wieku.
2. Durne programy, czyli what have I
just watched?
Tak jak w tytule - oglądasz myśląc: "Co ja sobie robię????". A raczej swojemu mózgowi. No ok, poza programami typu #praniemózgu jest też wiele ambitniejszych... jednak nie o nich tu mowa :P Niezaprzeczalną jednak zaletą prawie każdego z koreańskich programów są napisy lub wyskakujące komentarze - dlatego polecamy osobom uczącym się koreańskiego.
3. Sklepy 24/7, czyli nigdy nie schudniemy
Mowa
o 7-eleven, C&U i GS25, trzech całodobowych sklepach przypominających coś
na kształt polskich Żabek. Z ręką na sercu możemy powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie koreańskiej ulicy bez choćby jednego z trzech powyższych
szyldów. Otwarte nawet nocą sklepy kuszą dość bogatą ofertą, nie znajdziemy tam
tylko typowo paczkowanych smakołyków typu chipsy czy ciastka - w GS’ach i innych
sprzedaje się również lunchbox’y, kimbaby, zupy, a także ramyeony (zupy typu instant) – zło
ostateczne.
4. Jedzenie uliczne, czyli serio nigdy nie
schudniemy (ale warto)
Street
food w Korei to temat na osobny post. Powiemy tylko, że słowo ‘dieta’ dawno
wyleciało z naszego słownika.
5. Bezpieczeństwo, czyli brak kiboli i innych
bejsboli
Stwierdzenie,
że w Korei przemoc w jakiejkolwiek postaci nie istnieje byłoby zwykłym
kłamstwem. Chciałybyśmy wspomnieć jednak o takim zwykłym poczuciu bezpieczeństwa,
a raczej braku strachu przed przebywaniem poza domem nocą. Nikt nie pyta czy
mamy jakiś problem, nie potrzeba uciekać wzrokiem przed grupami mężczyzn
patrolującymi sklepy monopolowe od godzin wieczornych, a nawet gdy sobie ktoś
popije (a wiadomo, że w Korei SIĘ PIJE, i to niemało) to choć może zrobić się
nieco głośniej – nikt nie awanturuje się publicznie, częstszym widokiem są
skuleni i śpiący gdzie popadnie starsi panowie czy studenciaki. Paulina wspominała już wcześniej, że przez ponad trzy lata mieszkania w Korei z jakimiś zamieszkami
spotkała się może ze 2-3 razy, a polegały one na ostrzejszej wymianie zdań,
nawet nie bójce czy szarpaninie. W Korei można poczuć się zwyczajnie pewnie – nie
obce są nam samotne przechadzki po okolicy czy przebywanie na mieście nocą bez
większego niż podstawowe martwienia się o siebie. Polska 0:1 Korea.
6. Hallyu, czyli k-popowo-dramowe szaleństwo
Obydwie wielkimi fankami kpopu nie jesteśmy, przeszłyśmy jednak krótki romans
z nim na początku naszej koreańskiej historii (ręka do góry kto pamięta 'Mirotic'! :D). Do dzisiaj pamiętamy szał na
‘Mama’ Exo, zapamiętywanie imion członków zespołu B2ST (kiedy jeszcze padały
zdania typu ‘Wszyscy Koreańczycy wyglądają tak samo’ :D), przepychanie o co
przystojniejszych idoli (tak jakby miało nam to w czymkolwiek pomóc hahah). Do
dzisiaj z pewnym sentymentem puścić sobie możemy stare ulubione kawałki z 2010 roku (ok, zabrzmiało jakby to było 50lat temu) czy posłuchać czegoś z muzyki popularnej, jeśli
wpadnie nam gdzieś w ucho, nie możemy jednak powiedzieć, że koreańskiej muzyki
słuchamy jakoś tak generalnie. K-dramy, czyli koreańskie seriale mydlane to
osobny temat. Ze smutkiem musimy przyznać, że koreańskie dramy nie wpływają
dobrze na nasze zdrowie. Psychiczne. Objawy to: oglądanie ich aż do skończenia
serii (typowa drama to około 20 odcinków, ot taki jeden dzień z życia) mimo
szybkiego znudzenia tematem, szybki napływ uczuć w stronę głównego bohatera,
oraz zatracenie kontaktu z rzeczywistością. Także szybkie. Na początku
obejrzałyśmy kilka seriali dla przystojnych koreańskich aktorów
pomocy przy nauce koreańskiego, zaniepokojona o swoją psychikę Paulina zdecydowała się
jednak na odwyk. Szybko. Problem nie dotyczy jednak Moniki, która wydaje się
być dość na bieżąco z tytułami dram i imionami aktorów (ciekawe czemu nie
aktorek, co, M.? ;)).
7. Zamawiane jedzenie, czyli kurczak/pizza/mac o
2-ej w nocy
Korea
stawia zdecydowanie zbyt wiele pułapek na odchudzających się, i sprawnie
działający system dostaw jedzenia do domu jest jedną z nich. Świadomość, że
smażony kurczak czy powiększony zestaw z Burger King’a jest na wyciągnięcie
ręki nie pomaga w dążeniu do idealnej sylwetki. Koreo, dlaczego nam to robisz?
8. Infantylne przedmioty, czyli jak zaczęłyśmy nosić róż
Choć
nigdy nie określiłybyśmy się mianem infantylnych, tak wszelkim słodkim
przedmiocikom do kupienia w Korei oprzeć się po prostu nie możemy. Pomadki w
uroczych opakowaniach, notesy ze śmiesznymi napisami, naklejki, opaski do
włosów z ozdobami, urocze lunchbox’y… można by wymieniać bez końca. A tego typu
przedmioty atakują w Korei z każdej strony, na każdym kroku. #braceyourself.
9. Internet, czyli jak ludzie przestali ze sobą rozmawiać
Korea cieszy się jednym z najszybszych i najłatwiej dostępnych połączeń internetowych na świecie. Kojarzycie widok metra z tłumem ludźmi wpatrzonymi w swoje smartfony? No właśnie.
10.
Kongrish, czyli… kongrish
O
kongrish, szalonej hybrydzie koreańskiego z angielskim (a czasem czymś
pomiędzy) wspominałyśmy już TU i TU. Kongrish to źródło nieustającej uciechy
kiedy opanowałyśmy koreański alfabet (czyli hangeul, więcej o nim TU), stanowi
także nieocenioną pomoc początkującym jeśli chodzi o język koreańskim
(kojarzycie kompjuto?). Bez kongrish
świat byłby jakiś taki… smutniejszy.
11.* Ahjumma Fashion Week
Punkt specjalny. Kto nie wie, co w trawie piszczy - odpada w przedbiegach. Koreańskie ahjummy (czyli zamężne panie w starszym już wieku) dobrze zdają sobie z tego sprawę, dlatego też o swój #dailylook dbają szczególnie. Absolutny must have to wzorzyste spodnie z lekkiej, przewiewnej tkaniny, pikowana kamizelka lub polar (w odpowiednio rażącym kolorze), plastikowe klapeczki (dobre zarówno na zakupy, jak i basen), daszek chroniący przed niechcianą opalenizną, no i oczywiście trwała, czyli fryzura modna w każdym sezonie. Zestaw dopełniamy torebką uznanej marki (Gucci, Louis Vuitton czy Prada dadzą radę) lub parasolką i voila! - możemy ruszać na podbój okolicy.
Let's play (Źródło) |
To
tyle jeśli chodzi o nasze małe koreańskie fetysze. Jeśli ktoś ma jakieś
doświadczenie w cieszeniu się małymi czysto koreańskimi przyjemnościami to
czekamy na wasze komentarze :)
2 komentarze
Bezpieczeństwo wewnętrze zapewnione. A jak jest z tym zewnętrznym? W powietrzu nie wisi trochę niepewności związanej z konfliktem zbrojnym z drugą Koreą?
OdpowiedzUsuńOdnośnie atmosfery panującej w kraju - nie, ta niepewność wydaje się jednak obecna wyłącznie w mediach na Zachodzie. Odkąd interesuję się Koreą do takich 'głośniejszych' dni doszło kilka razy, w mediach huczało, ale żadnych kroków zagrażających bezpieczeństwu kraju nie doszło. Dodam, że mieszkam w stolicy, Seulu, położonym niecałe 60km od granicy z Północą, gdzie dni niewiele się od siebie różnią mimo nagonki w mediach. Mówię oczywiście od siebie, nie za wszystkich, chociaż słyszałam, że i Koreańczycy sobie nic z tych wiadomości nie robią.
Usuń