OSTATNIE WPISY

Staż - co dalej z tą Koreą? (cz.2)

12:28 PM

Jak wspomniałam w pierwszej części tego wpisu ostatnie doświadczenie z krótkiego pobytu w koreańskiej firmie było dla mnie  zarówno świetną okazją podpatrzenia owej ‘od środka’, jak i źródłem niezłego stresu i źle przespanych nocy. Dzisiaj trochę więcej o tych ostatnich.

Co dalej po studiach?’ to pytanie, które zadaję sobie ostatnio najczęściej. I chociaż na myśleniu o zbliżającym się końcu licencjatu spędzam ostatnio całe godziny, tak odpowiedź na to pytanie wciąż stanowi dla mnie jedną wielką niewiadomą. To, że jakiś zarys ewentualnych działań mam przygotowany zbytnio mnie nie pociesza – z reguły jestem osobą, która woli wiedzieć na czym stoi, nie lubię zbytnio spontaniczności (co nie oznacza, że nie jestem spontaniczna kiedy trzeba), a niepewności traktuję jako coś, na co lepiej się przygotować zawczasu. Piszę o tym dlatego, że do tej pory nosiłam się z myślą o ewentualnym zatrudnieniu w Korei, chociażby na pewien czas dla doświadczenia i tej strony Korei. I tę myśl nakręcała nie tylko chęć rozpoczęcia kariery zawodowej akurat w tym kraju z przyczyn ekonomicznych czy praktycznych, co czysta ciekawość, o czym pisałam w poprzednim poście. I to właśnie ta opcja zaczęła zacierać się w mojej głowie w ostatnim miesiącu.

NOTE: Żeby zachować jakikolwiek porządek, w tym poście skupię się na zarysowaniu moich myśli dotyczących pracy w Korei. Moje przemyślenia na temat studiów tu, licencjackich czy może później magisterskich, czy decyzji o powrocie (lub potrzebie powrotu..) do Polski opiszę w innych postach.

Że ja jeszcze tej książki nie przeczytałam!
Nigdy nie miałam klapek na oczach jeśli chodzi o potencjalną pracę w Korei. Krajem tym interesuję się od kilku lat (sześciu? siedmiu?!!), a mieszkam w niej od ponad czterech. I tak jak nigdy nie miałam złudzeń, że będzie łatwo na uniwersytecie, tak i podobny stosunek mam do pracy tu. Wiem, że rzeczy, o których się słyszy na ten temat nie są wyssane z palca. Prawdą jest, że firma firmie nierówna, różnice istnieją pomiędzy polityką firm, środowiskiem, a także pracownikami i ich kompetencjami, ale ogólny zarys pracy w Korei nigdy nie malował mi się różowo. I mam do tego niezłe powody.

Koreano

Koreański na kursie językowym z językiem akademickim, słownictwem używanym w pracy czy slangiem dzielą lata świetlne. Od niektórych słyszałam już różnego rodzaju komentarze i teorie spiskowe jakoby mieszkając za granicą język sam wchodził Ci to głowy. To tak nie działa. Przekonałam się o tym i w życiu codziennym i na uczelni, ale o ile mogę żyć w miarę spokojnie posługując się łamanym koreańskim w kontekście tego pierwszego, tak braki w języku stały się dla mnie ogromnym problemem na zajęciach. Zawsze lubiłam się uczyć, ale na zajęciach po koreańsku chyba nigdy nie rozumiałam materiału w stopniu, który by mnie zadowolił. A w końcu po to się idzie na studia, prawda? Żeby materiał ROZUMIEĆ, umieć zastosować. O studiach rozpiszę się innym razem, faktem jest, że koreański znam średnio, a średnio nie umożliwia mi nauki na poziomie, do którego zawsze chciałam dążyć. I tak samo nie wystarczy w otrzymaniu i utrzymaniu satysfakcjonującej pracy, w której uczyłabym się, rozwijała dalej. I według mnie to trochę mija się z celem.   


Kultura pracy

Praca do późnych godzin to niestety nie jeden z mitów krążących o Korei co smutna codzienność. Wydaje mi się, że dalej mylone są tutaj pojęcia bycia przy biurku i bycia produktywnym. W CJ Logistics zespół HR dwoi się i troi przeprowadzając różnego rodzaju akcje i przedsięwzięcia mające na celu wprowadzenie pewnych zmian w firmie. I rzeczywiście, zdziwiło mnie ubieranie się w stylu bardziej ‘casual’ (poza spotkaniami z klientami niektórzy noszą do pracy nawet adidasy i jeansy, kolorystyka oczywiście stonowana) czy zapewnienia mojego zespołu, że oni to na kolację razem raz na miesiąc, dwa, i to też żadne soju tylko chimaek. ALE. Już na przykład inna polityka i to ta dotycząca właśnie kończenia pracy późno (przez ‘późno’ mam na myśli godzinę 8-9-tą wieczorem) przyjęła się chyba z miernym skutkiem. I mówię tu o akcji ‘Family Day’ – czyli: wychodzimy z pracy o 17:30 w drugą i czwartą środę miesiąca. Z ekranów nad głowami pracowników rozbrzmiewa w te dni śpiewana dziecięcym głosikiem krótka piosenka, wyświetlany jest komunikat, że oto dziś Family Day i poraz wyjść z pracy... o NORMALNEJ godzinie (jak to stwierdziła Monika: ‘W Polsce Family Day mamy codziennie.’). Ja jako stażystka pakowałam się codziennie po 5-ej. I w te dni składając laptopa zagadałam mojego młodszego mentora czy dzisiaj nie wychodzimy z pracy o tej samej godzinie, na co on rzucił szybkie spojrzenie w stronę biurka lidera zespołu i szeptem potwierdził to, czego się spodziewałam: z pracy nie wyjdzie dopóki jest szef.

 Bycie ‘global’

To słowo, o którym wspomniałam w poprzednim poście, którego podczas mojego stażu używał każdy, ale nikt nie potrafił wyjaśnić o co chodzi. Korea idzie z duchem czasu i co krok można usłyszeć hasła typu ‘innovation’, ‘going global’, ‘the 4th industrial revolution’, i chociaż wciąż nie jestem w pozycji do oceniania skali innowacyjności czy globalności Korei (takie bycie ‘global’ też różnie można definiować), tak czasem widać, że daleka jeszcze przed nią droga. Myślę, że bycie firmą aspirującą do bycia właśnie taką ‘światową’ powinno wyjść poza obecność na rynkach innych krajów. Jedna uwaga: Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że do Korei przyleciałam z własnej woli. To oznacza wzięcie odpowiedzialności za tę decyzję bez postawy roszczeniowej. Czyli na przykład: to ja staram się komunikować po koreańsku - nie mogę oczekiwać od ludzi, że będą znali angielski. Sytuacja wygląda jednak według mnie trochę inaczej kiedy to koreańska strona deklaruje spotkanie zagranicznych w połowie drogi. Wspomniałam, że do aplikacji o staż zachęciła mnie jego nazwa, czyli Global Student Internship. Po przyjęciu koordynator zapewnił nas, że wolałby żebyśmy trochę pracowników firmy zmuszali do rozmów po angielsku, co konieczne może być w związku z jej planami otwarcia oddziałów w stu krajach poza Koreą do 2020. Z tymi rozmowami po angielsku bywało oczywiście bardzo różnie, ale bardziej istotne jest, że to ze strony firmy to tu, to tam padały słowa o potrzebie zmian w firmie. Niestety moje jakiekolwiek nadzieje zostały rozwiane podczas ostatniej rozmowy 1-1 z koordynatorem z HR, który pytał o wrażenia ze stażu, ewentualne chęci aplikacji do firmy, itepe, itede. Otwarcie zapytałam o to czy obcokrajowcy zostają zrekrutowani do firmy tylko dla globalnego wizerunku, i czy to nie leży w interesie firmy żebyśmy wychodzeniem wcześniej czy podstawową komunikacją po angielsku pokazywali trochę inny model zachowania. Odpowiedź brzmiała: ‘Do like them’.

Koreo, będę za Tobą tęskniła.
Proces rekrutacyjny

Na koniec wisienka na torcie, czyli rekrutacja do pracy. Nie wiem jak wygląda to w przypadku mniejszych firm, start-up’ów czy innych, ale chyba proces, o którym usłyszałam w CJ może być dość uogólniony na większe firmy (potwierdzone przez znajomych). Proces ten różni się znacząco od tego, co znamy z Polski. Po pierwsze, zazwyczaj każda firma ma swój specjalny formularz, który nalezy wypełnić i wysłać, także nici z wysyłania tej samej CV-ki w hurtowych ilościach. Po drugie, rekrutacja trwa o wiele, WIELE dłużej. W takim CJ od momentu złożenia podania do rozpoczęcia pracy mija około pół roku. Nie, nie żartuję. Podczas rekrutacji przechodzi się przez przegląd dokumentów, dwie rozmowy kwalifikacyjne, testy znajomości języka/języków obcych, aptitude test, i cholera wie co jeszcze, a wybrańców czekają szkolenia na temat firmy i dodatkowe egzaminy, z których wyniki zadecydują o tym gdzie i na jakiej pozycji będzie się pracowało. Ach, bo zapomniałam! Taka ogólna rekrutacja nie umożliwia składania podań na konkretne stanowiska w firmie, przynajmniej w tej, w której byłam na stażu. Nie wiem jak to jest podczas przenoszenia się z innej firmy, ale po takim uniwersytecie ma się szansę składać papiery do firmy dwa razy do roku (marzec, sierpień) i to na stanowiska typu ‘SCM Innovator’. Czyli mimo studiowania inżynierii przemysłu mogę trafić do ‘Sales’ czy ‘HR’, przynajmniej na początek. Rozumiem, że taka ogólna wiedza o firmie może być istotna (za to też uwielbiam swój kierunek), ale są na tym świecie wyjątki, którzy dokładnie wiedzą w jakim kierunku chcą iść i od początku dążą do specjalizacji w jakiejś dziedzinie. Tutaj jednak, trochę jak u Orwella, to system wie lepiej czym się interesujesz i gdzie powinieneś pracować.

Co w związku z tym?

Nie wiem.

Mój związek z Koreą można określić jako ‘To skomplikowane’. Z jednej strony ciężko wyrzucić mi z głowy myśl o zostaniu w Korei na dłużej. Nie czuję po prostu, że to czas – i pod względem studiów, i pracy. Czasem łapię się na tym, że o Korei myślę w pewien sentymentalny sposób. Bierze się to z tego, że przez te kilka ostatnich lat sporo w Koreę zainwestowałam: nauka języka, kilka lat poza krajem, trudności na studiowanym kierunku. Nie zapominając o tym, że z krajem tym wiążą mnie więzi rodzinne – szwagier Koreańczyk, cała jego rodzina i półkoreański siostrzeniec.

Wrzucam zdjęcia Leo, bo to się sprzedaje.
Przepraszam jeśli ten post napisany jest chaotycznie – to właśnie przez wspomniany mętlik w głowie, który mnie ostatnio nie opuszcza. Tak jak w poprzednim poście, i tu chciałabym zachęcić do dzielenia się wrażeniami z przemyśleń na temat pracy w Korei czy pracy z Koreańczykami. Zastanawia mnie jak to rozegram w moim przypadku, ale jedno jest pewne – pewne decyzje będę musiała w najbliższym czasie podjąć tak czy inaczej, dlatego ciekawi mnie czy za te dwa czy trzy lata wrócę do tego posta dalej mieszkając w Korei.


..a prawdę mówiąc mam nadzieję, że tak będzie.

2 komentarze

  1. You remind me of back then when I graduated the college.
    One of my closest friends had often advised me to go to pursue further degree instead of forcing myself into the payroll of a Korean company becoming everyday employee. Otherwise, I would not be happy.
    But, I didn’t follow his advice, because I wanted to escape the Ivory tower right away, deciding that I don’t need school anymore. I need hands-on real life projects to polish my career. Also, I’ve never thought I’m a genius. I’m rather a so called ‘learning better by experience’ type.

    Only one problem has been how I would fit in to the typical Korean culture, which I absolutely hate. I’m a born bohemian who loves freedom.
    That’s why I particularly chose a small start-up company where I can have my voice and doesn’t have to work over night.
    Although, that doesn’t mean that start-ups are all like that. I had to really observe, based on the job description/interview, to find out how the company’s culture is like, what is the owner like? (the owner has the single influence over the company’s culture in a start-up)

    I was able to find the desired working culture somewhat easily because I work in an industry where expertise matters the most. I can work on my own and doesn’t have to relate to other people as much as sales people do. So, finding a desired working culture might be a little bit hard for you.

    I don’t know much about your major and what you ultimately want to do in your life and for your career, so I cannot speak for you.
    Defining what you want to do in your life is the first thing you need to do.
    If you are also bored of being in the Ivory tower as much as I was, then, go find a job and try a little bit. Find a job where the working culture fits you. It’s not bad for you to experience some real life elements. It’s better to dive into whatever it is and find out yourself. Otherwise, you might regret later for not trying or not speaking.
    However, if you desperately want to study some more to be a successful data scientist, skip the work experience and go straight to the graduate school where you can study in English not Korean. I mean another country maybe.

    side note: Don’t trust Korean people who claim that they are speaking English. You know they are all terrible.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I think Korea is a tough environment to live in for a bohemian type. Even choosing a start-up company to escape so well-known hierarchy at workplace and staying at work till the late evening hours doesn’t seem to be a ‘perfect’ solution – I guess in Korea people pay far too much attention to where one works, how much he/she makes, and so on, so bigger companies are preferred by the school graduates and their families. This may be (and probably is) a huge generalization of course. Not only people, but also companies, including start-up as you wrote yourself, vary greatly.

      I deduce from your comment that you may be working as an IT expert (I may be wrong). My career path, as I see it, will require much more interaction with people, being involved in what’s going on around and maybe less expertise though I’m not sure about the last point. It will depend hugely on what I do after my Bachelor’s degree, and this in turn depends on how hard time Korea will give me till I complete it. I don’t have problem studying further if what I want to do requires that and the environment is right for me. I think the hardest thing for me is unable to make decisions, but it’s not because I don’t know what I want to do, but because the number of things affecting these decisions seems to be a little out of my control. It’s temporary, though. Sooner or later I will have to make some, sure, it’s just that till then I’m unable to speak of the future as certain.

      Side note: I don’t know where this data scientist came from, but not a bad idea :)

      Side note II: Actually I’ve seen many Korean people speaking great English. I’m also not in a position myself to judge others when my own English is barely intermediate, stained with what my friends call a ‘Russian accent’ ;)

      Usuń