Malezja - Malakka
Wyjazd do Malezji kończymy wizytą w Malace, starym porcie handlowym na południu kraju.
#lekcja historii
Pomyliłam się. Po Georgetown nie liczyłam na to, że znowu będę mogła cieszyć oko widokiem tych uroczych niskich domków, które, przynajmniej w moim odczuciu, tworzą atmosferę na wyspie. Na chwilę zapomniałam, że Brytyjczycy rezydowali nie tylko na wyspie Penang. Więcej: Malakka to nie tylko była kolonia brytyjska – swego czasu miasto upodobali sobie również Holendrzy oraz Portugalczycy. W czasach wielkich odkryć geograficznych uwagę tych państw przyciągnęła sprzyjająca handlowi lokalizacja okolicy - dziś ich obecność w Malezji widać nie tylko w Georgetown, ale właśnie również w Malace – w pozostałościach fortec, muzealnych zbiorach czy zabudowie miasta. Widocznie to zdecydowało o wpisaniu obu miast na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Większość tego typu reliktów z czasów kolonialnych skupiona jest w obrębie zaledwie kilka ulic, z łatwością można je więc zobaczyć spacerując po 'centrum'.
W punkcie informacji zaopatrujemy się w potrzebną mapkę i 'odhaczamy' kilka atrakcji turystycznych |
Startujemy przy rzece w pobliżu chyba najpopularniejszego miejsca w Malace - holenderskiego placu (spójrzcie na te kolory!) z wieżą zegarową oraz kościołem protestanckim. Ciocia Wikipedia podpowiada: budynki na skwerze wybudowane zostały w latach 1660-1700.
Oraz fajną fontanną. |
Kilka minut spacerem i jesteśmy przy Maritime Museum - muzeum zorganizowanym w replice portugalskiego statku prezentujące 'morską' historię Malakki.
Maritime Museum |
Następny obiekt widać dokładnie już przy muzeum.
Taming Sari Tower
Zatrzymujemy się na chwilę żeby obejrzeć obracający się pierścień na wieży. Odwracamy się z zamiarem kontynuowania kroku, a tam...
|
Przecieram oczy i bez większej nadziei rzucam spojrzeniem na mapkę: jest! 'Melaka Duck Tours'. Rezygnujemy jednak z przejażdżki. |
Zahaczamy o nowoczesne centrum handlowe Dataran Pahlawan Megamall. Tuż za nim znajdują się kolejne punkty do zwiedzania.
Porta de Santiago (A Famosa), pozostałości portugalskiego fortu z początku XVI-ego wieku |
Proclamation of Independence Memorial |
Przed centrum handlowe przyciąga mnie zasłyszany motyw z Piratów z Karaibów. Trwa akurat festyn 'Pirate Adventure'. Sąsiedztwo Porta de Santiago robi swoje. No i 'He's a pirate', ma się rozumieć. |
Przy Porta de Santiago znajdujemy schody prowadzące na St Paul's Hill - Wzgórze Świętego Pawła z ruinami Kościoła pod wezwaniem tego świętego.
Kościół Św.Pawła - wybudowany w 1521 roku przez Portugalczyków kościół początkowo nosił imię Matki Boskiej na Wzgórzu. Swoją obecną nazwę 'zawdzięcza' Holendrom. |
Wchodzisz do XVI-wiecznego kościoła, a tam taki grzech na ścianie. Nie chcę nikogo obrażać, ale czasem odpowiednie słowa same cisną się na usta. |
Przy Porta de Santiago znajduje się również słynny Dutch Graveyard - Cmentarz Holenderski, założony przez Holendrów, na którym dziś znajduje się jednak więcej grobów generałów brytyjskich niż holenderskich. Zdjęć nie mam. Tak jak często ludziom, tak i niektórym miejscom po prostu nie lubię robić zdjęć.
Ze Wzgórza Świętego Pawła znów łatwo dostać się na skwer, wszystkie obiekty znajdują się stosunkowo blisko siebie. Po drodze mijamy jeszcze kilka budynków z czerwonej cegły, w większości których dziś znajdują się różnego rodzaju muzea, na przykład Muzeum Architektury.
Od skweru odchodzą dwie równie czerwone uliczki. Jedna z nich prezentuje się bardziej malowniczo od drugiej, nie można jednak zrobić żadnego sensownego zdjęcia - nieprzerwany ruch samochodów i skuterów skutecznie to uniemożliwia.
No i co poradzisz? |
Uliczki te prowadzą do Kościoła Św. Franciszka Ksawerego - misjonarza, który do Malaki przybył wraz z Portugalczykami.
'Trasę' po tej stronie rzeki kończymy wracając na znany już nam skwer z czerwonymi budynkami.
Nie jestem pewna czy to też obiekt historyczny, ale nietrudno się domyślić, które państwo mogłoby po sobie zostawić tego typu 'pamiątkę' :) |
#Jonker Street #Durian.Ponowne Starcie
Przejście się ulicą Jonker Street to tak naprawdę jedyne co ‘odbębniłyśmy’
z atrakcji po drugiej stronie rzeki. Ulica ta to skupisko kawiarenek,
restauracji, galerii, sklepów z antykami oraz pamiątkami. Przy Jonker Street
znajduje się również słynne The Baba Nyonya Heritage Museum. Jak dla mnie..
typowo ‘turystyczny’ fragment miasta.
Chodzimy więc po ulicy z N. oglądając pamiątki, gdy
nagle.. jest i on. Durian. Tym razem plakat mojego wzrostu zachęca
odważniejszych do spróbowania ciastek z kremem o smaku owocu. Parskam śmiechem
pod nosem. JA nie spróbuję?
Po zapłaceniu 10RM za paczuszkę ciastek znajdujemy
bezpieczną klitkę obok sklepu i otwieramy wieczko. Zapach uderza od razu, udaje
mi się jednak namówić N. na spróbowanie. Każda bierze po jednym i... po chwili
odnoszę paczuszkę z nienaruszoną połową ciastek do sklepu, pytając
sprzedawczynię o kosz na śmieci. Kobieta bez słowa odbiera ode mnie pudełeczko.
#ludzie #jedzenie #wyznania
Czytając informacje na tablicach umieszczonych przy poniektórych obiektach historycznych myślimy o tym jak ludność Malezji zróżnicowana została
przez jej historię. W kraju tym wydają się współżyć trzy główne nacje: Malezyjczycy,
Chińczycy oraz Hindusi. To samo tyczy się różnorodności wyznań. Patrzymy na
mapkę Malakki – Meczet Kg Hulu, Kościół Św. Pawła, Świątynia Cheng Hoon Teng...
i to wszystko w bliskim sąsiedztwie. Zarówno w KL, jak i Penang, a wreszcie i w
Malace powtarzającym się elementem na mapie są również dwie dzielnice:
Chinatown i Little India. O tym jak zróżnicowana jest kuchnia nie trzeba chyba
wspominać – zdarzały nam się dni, w których śniadanie składało się z indyjskich
placków roti, obiad malajskiego nasi lemak, po to żeby na kolację zajadać się smażonym
makaronem po chińsku. Przechadzając się uliczkami Malakki staramy się
uporządkować nasze myśli i wrażenia.
#trishaw
Trishaw czyli riksza rowerowa stanowiąca jedną z atrakcji turystycznych większych miast
Malezji. Pierwsze pojazdy zauważyłyśmy w Penang – zwykły rower z ‘przyczepką’,
czasem gdzieniegdzie udekorowany kwiatkiem. Starsi panowie prowadzący trishaw bardzo rzadko, wydawałoby się nieśmiało, zagadywali przechodniów o zainteresowanie przejażdżką.
Ale za to Malakka?
Tutaj to po prostu kosmos. Postawiwszy stopę na Placu
Holendrów wytrzeszczamy oczy. Od ogroma jaskrawych kolorów i świecących ozdób,
w które udekorowane są pojazdy zaczynają one aż boleć. I tak zwiedzając kolejne
ruiny z XVI-ego wieku można zostać wyrwanym z atmosfery miejsca przez
przejeżdżającą obok rikszę, z której nie tylko lecą hity lat 80. – kierowca nie
daruje nikomu i każdy zaczepiony zostanie przez wszystkich przynajmniej kilka
razy.
Nic dziwnego? Rozumiem kolorowe ozdoby, które mają na celu
przyciągnięcie wzroku, ale Hello Kitty obok byłego ratusza prezentuje się po prostu
komicznie. Przyznaję jednak bez bicia, że pojazdy zawojowały w jakiś sposób moje serce – tak brzydkie,
tak tandetne, tak chciałabym się przejechać... N. patrzy na mnie jak na
wariatkę.
Zdawałoby się, że Skwerowi się upiecze – w końcu stanowi tu w
jakiś sposób centrum, do którego kroki swe kierują wszyscy odwiedzający miasto.
Powiedziałaś turyści? Dawajcie, zaparkujemy wszystkie trishaw przed kościołem
protestanckim!
#rejs
Wieczorem wracamy nad rzekę. Chętnych na rejs po rzece
spodziewamy się sporo – na miejscu jednak o żadnym tłumie nie ma mowy.
Sprawdzam tablicę. Łodzie odpływają co pół godziny, nie ma więc problemu ze
znalezieniem miejsca. Ładujemy się na dziób łódki.
Nie pamiętam ile trwa wycieczka. Wszyscy milkną (skąd się tu
nagle wzięło tylu ludzi?), obserwujemy oba brzegi rzeki. Za dnia szare budynki
z odrapanymi ścianami pięknieją dzięki zawieszonym na nich ozdobom oraz świetle
z pobliskich latarni. Drzewa, balustrady – wszystko oświetlone, a wiadomo, że
to zawsze prezentuje się lepiej. Uwagę przykuwają nawet murale, na które za
dnia nie zwróciłyśmy większej uwagi. Głos z mikrofonu opowiada historię mijanych
wioski czy różnych budynków, ale zdaje sie niewiele osób zdaje się zwracać na
to najmniejszą uwagę.
0 komentarze