OSTATNIE WPISY

Malezja - Cameron Highlands

7:51 PM , ,

Od stolicy z rozświetlonymi wieżami Petronas, poprzez postkolonialne Georgetown aż do zielonych Cameron Highlands.

Do Cameron zwiedzających zdają się ściągać słynne plantacje herbaty i nie ma się czemu dziwić – pokryte niskimi krzaczkami zielone wzgórza wyglądają po prostu świetnie. W okolicy można się również wybrać na zorganizowaną wycieczkę do lasu tropikalnego (lub tak jak my, do Mossy Forest, szczegóły niżej), odwiedzić plantacje truskawek, farmy owadów czy motyli. Co kto lubi. My wykupujemy wycieczkę obejmującą programem przyjazd na plantacje, zajrzenie do farmy motyli oraz krótki spacer po Mossy Forest.


tak
tak
NIE.

#plantacje

Na Boh Tea Estate. Przy okazji dowiaduję się, że BOH to akronim słów 'Best Of Highlands'.
 Pada na plantacje Boh Tea Estate (BOH to największy producent herbaty w Malezji ) po drodze na szczyt Gunung Brinchang. Przewodnik zatrzymuje samochód (taki land rover co wygląda jakby go wypożyczyli z planu filmu o safari), dostajemy czas na zrobienie zdjęć. Później zbieramy się (jest nas tylko 8 osób) i słuchamy krótkiego wykładu przewodnika na temat plantacji – jak kiedyś prowadzono zbiory, jak zmechanizowano proces, że obecnie z liści wytwarza się tylko herbatę czarną i zapachową oraz wiele innych. Szczególnie zapamiętuję to, że drzewka herbaty muszę być podcinane żeby nie urosły do rozmiarów drzew (na tamtejszej plantacji robi się to co trzy lata, w przeciwnym razie liście nie będą się nadawały do obróbki). A myślałam, że one takie karłowate z natury..



#Mossy Forest
Wieża na Gunung Brinchang
Oraz widok z niej 
Startujemy z drugiego najwyższego punktu Cameron Highlands – Gunung Brinchang (2032m). Tak na marginesie – podoba mi się powietrze na tych wysokościach. W KL i  Georgetown dokuczało nam gorąco: tu nie musimy się o to martwić choć później zmiana wysokości przy wyjeździe również da nam się we znaki. No ale tego.  Mossy Forest. Zgodnie z nazwą drzewa w tym lesie pokryte są mchem. Pasożyt ten kradnie drogocenne dla drzew składniki odżywcze przez co same drzewa stają się słabe i nawet zostaliśmy ostrzeżeni przed chwytaniem gałęzi jako pomoc podczas wędrówki. W las nie zagłębialiśmy się daleko. Głównie słuchaliśmy przewodnika opowiadającego o przyrodzie miejsca. Nazw interesujących mnie kwiatów czy drzew jednak nie zapamiętałam – kolejny epizod motywujący do dalszej nauki angielskiego.






#durian


Owoc miał ze mną na pieńku od Tajlandii. Kupione wtedy ciastka z zapartym tchem otwierałam w akademiku. Chwilę później oddech wstrzymywałam świadomie, biegnąc szybko przez pokój żeby otworzyć okno.
Durian nosi (zaszczytne?) miano najbardziej śmierdzącego owocu świata z czym trudno się nie zgodzić. To z powodu jego... specyficznego zapachu wnoszenie go do środków komunikacji miejskiej czy przewożenie samolotem jest niedozwolone. Mnie oczywiście lekcja z ciastkami (jedyne ciastka, które w życiu wyrzuciłam tak na marginesie) niewiele nauczyła i postanowiłam dać durianowi jeszcze jedną szansę.

I znowu sobie pluć w brodę.

Pada na ‘czysty’ owoc. Żadne tam lody czy ciastka, dawać mi tu prawdziwy owoc! Przezornie kupujemy jednak z N. paczkę innych owoców. Po namyśle dorzucam jeszcze kawę. Kawy nigdy za wiele.

Wystarcza nam jeden gryz. Mi, bo N. odważnie bierze kolejny. Chyba żeby upewnić się, że durian smakuje jak zupa cebulowa.  Naprawdę nie znajduję innych słów żeby określić jego smak. Co tam smak! Prawdziwy Polak cebuli się nie boi, ale ten zapach potrafi zwalić z nóg. Koniec z durianem. Przegryzając przykre doświadczenie świeżym mango postanawiam już zawsze unikać tego owocu.


Wytrzymałam 2dni. W Malace znalazłam durianowe ciastka. Z kremem.


0 komentarze